Szczegóły w postaci podziału i rodzaju czterokołowców przeczytać może sobie każdy sam. Nie są one tutaj istotne. Istotne jest to, że chyba nie dla wszystkich może być jasne, że regulacje te dotyczą tylko i wyłącznie dróg publicznych. Niewątpliwie przysłużą się one:
- Posiadaczom czterokołowców którzy będą chcieli je zarejestrować celem poruszania się po drogach publicznych.
- Urzędnikom dokonującym rejestracji.
- Diagnostom.
- Policji drogowej.
Poza drogami publicznymi
A co z przestrzenią publiczną, która drogą publiczną nie jest jak np. las, łąka, góry, szlak turystyczny? Niestety, tutaj sytuacja pozostaje bez zmian. Wprowadzane przepisy nie zmuszają bowiem nikogo do rejestracji czterokołowca a tym samym posiadania homologacji, uprawnień, badań technicznych czy tablic rejestracyjnych, jeśli tylko nie będzie się poruszał po drogach publicznych. Nasze nadzieje związane z tymi przepisami są więc nieuzasadnione. Nie kwestionuję, że wprowadzone regulacje były potrzebne, jednak proszę mi nie mówić, że jest to „koniec szaleństw na quadach”. Esencją czterokołowców jest bowiem poruszanie się w trudnym terenie a tu mamy nadal bezprawie. Porównując to do komunikacji lotniczej można powiedzieć, że ucywilizowano sprawy kołowania na lotnisku nie martwiąc się co będzie się działo kiedy samolot wzbije się już w powietrze.
Jednak czy potrzebne są nam nowe regulacje prawne? Tak i nie. Mamy dość paragrafów dotyczących lasów i ochrony przyrody przytaczanych tu niejednokrotnie. Nie trzeba ich aktualizować wraz z pojawieniem się wynalazku zwanego czterokołowcem. Problemem jest ich egzekwowanie. Dlatego potrzebne są regulacje poprawiające skuteczność działania takich służb jak Straż Leśna czy policja (ta niedrogowa). Podstawowym problemem podnoszonym przez Straż Leśną jest brak możliwości zidentyfikowania łamiących prawo wandali na przeróżnym sprzęcie n-kołowym i nie tylko – problemem też są motory, a zimą skutery śnieżne. Na terenach rzek i jezior wchodzą w grę jeszcze skutery wodne. Mówią o tym choćby pracownicy Gorczańskiego Parku Narodowego w wywiadzie dla StopQuadom.
Rozwiązaniem może być obowiązek znakowania i ewidencjonowania tego sprzętu. Takie znakowanie nie byłoby tożsame z rejestracją i dopuszczeniem do ruchu po drogach publicznych. Brak znaków ewidencyjnych na takim pojeździe lub znaki niewidoczne byłyby podstawą do natychmiastowej sankcji prawnej. Postulowane jest również, aby popełnienie przestępstw z użyciem ww. pojazdów zagrożone było wyższymi karami z przepadkiem narzędzia przestępstwa włącznie. Tutaj nadal życie znacznie wyprzedza polskich ustawodawców, choć w innych krajach znakowanie pojazdów nie jest nowością. Zwiększenie etatów i środków na Straż Leśną oraz czytelne oznakowanie terenów chronionych również byłoby niezwykle pożądane.
Pozostaje pytanie skąd bierze się tendencja do używania takiego krzykliwego tytułu na wyrost? Autorzy publikacji, zwłaszcza w popularnych portalach czy magazynach, dążą do zapewnienia sobie poczytności i oglądalności, które potem przeliczane są na wpływy. Tytuł nie odzwierciedla treści, lecz jest wabikiem na czytelnika. W tym kontekście, tytuł „Koniec szaleństw na quadach” jest wyrazem oczekiwań społecznych, których nadzieja spełnienia ma zachęcić do przeczytania artykułu. Ja zaś mam nadzieję, że te oczekiwania zostaną dostrzeżone i spełnione również przez parlamentarzystów, zwłaszcza w perspektywie kolejnych wyborów, bo w materii legislacyjnej zdecydowanie jest jeszcze coś do zrobienia. Wprowadzone dotychczas zmiany prawne to jeszcze nie jest „koniec szaleństw na quadach”.
Grupa robocza PZM, MSWiA, GDOŚ, DGLP i samorządów
Skoro wprowadzane prawo nas rozczarowuje to czy istnieje coś na co możemy przenieść nasze nadzieje? Na łamach StopQuadom.PL informujemy o „Grupie roboczej” PZM, MSWiA, GDOŚ, DGLP i samorządów w temacie unormowania polskiego off-roadu.
Niestety we mnie ta grupa robocza wywołuje więcej obaw niż nadziei. Inicjatorem jej jest bowiem PZM. Trudno przypuszczać by ta organizacja chciała swoją inicjatywą utrudnić życie swoim członkom i sympatykom, i postulowała ewidencjonowanie pojazdów. Wręcz przeciwnie. Jak czytamy w piśmie pani Heleny Kamińskiej z GDOŚ, celem grupy jest „unormowanie kwestii uprawiania sportów motorowych na obszarach leśnych”. Nie wiem co wymaga unormowania. Las jest lasem a nie torem wyścigowym. Wjazd pojazdem silnikowym do lasu jest zakazany. Tym bardziej uprawianie sportu motorowego. Nieunormowany jest sposób egzekwowania tego zakazu. Wszelkie inne podejście do tematu może prowadzić do groźnego precedensu. Mam nadzieję że pozostałe instytucje poza PZM biorące udział w pracach dobrze to rozumieją. Postuluję zwrócenie szczególnej uwagi na prace tej grupy. Bardzo bym nie chciał powielać tego artykułu za kilka miesięcy.